Kuchnia koreańska to z pewnością temat dość
obcy dla większości Polaków. Kraj tak różny pod wieloma względami cechuje
kuchnia, którą z polskiego punktu widzenia można by określić mianem
‘egzotycznej’. Również dla mnie przylot do Korei wiązał się z wieloma
ustępstwami gastronomicznymi, szybko jednak nie tylko przyzwyczaiłam się do
koreańskich smaków, ale też udało mi się znaleźć wśród nich perełki, za którymi
z pewnością tęskno mi już na polskiej ziemii. I tak to dzisiaj chciałabym
krótko przedstawić bulgogi (kor. 불고기), oraz świetne
miejsce na jego skosztowanie.
Bulgogi to podawane zwykle w postaci paseczków mięso (głównie wołowina,
rzadziej wieprzowina) marynowana w sosie sojowym z dodatkiem czosnku, soli,
cukru, oleju sezamowego, cebuli oraz sezamu. Tak przygotowane mięso pieczone
jest następnie na grillu, a jedzone jest w zarówno ‘czystej’ postaci czy jako
dodatek do innych potraw. Na koreańskiej ziemi bulgogi stanowi swojego rodzaju
mini-ratunek dla tak mięsożernej osoby jak ja. Jakoś w połowie kwietnia
wybrałam się ze znajomymi do restauracji ‘Babone’
(kor. 바보네, dla nieznających koreańskiego – nazwa oznacza coś w rodzaju ‘głupka’ J),
położonej w bliskim sąsiedztwie uniwersytetu SookmyungWomensUniversity (kor. 숙명여자대학교). Wszelkie knajpy czy mniejsze
restauracje położone przy uniwersytetach mają to do siebie, że ceny w nich są
relatywnie niskie, i zasada ta obowiązywała również w Babone – za przyzwoitą
cenę mogliśmy zjeść świetnej jakości obiad. Szczegóły niżej.
Jak widać na zdjęciu powyżej wybór dań w restauracji nie był zbyt
szeroki, trzy lata w Korei nauczyły mnie jednak, że specyfika ta oznaczać może
wyższą jakość przygotowywanych dań. W Babone właściciele postawili na jakość
mięs (do wyboru są wieprzowina oraz kurczak, a z owoców morza – jjukkumi), oraz
świeżość warzyw. Oferta obejmuje zestawy bulgogi, naengmyeon, gyeranjjim, oraz tteokbokki
jako dania główne, w menu znajdziemy również kilka dodatkowych ofert
sprzedawanych w mniejszych ilościach takich jak smażony ryż czy makaron udong.
Alkohol, koreańskie soju i maekchu (piwo), są również dostępne.
Po złożeniu zamówienia zabijamy większy głód koreańskimi przystawkami,
czyli tym co tygryski lubią najbardziej J Zaczynamy od
mini zupki bardzo podobnej do japońskiej miso, dalej na (dosłownie!) widelec
idą kimchi (tego w Korei zabraknąć nie może), rzodkiewkowe pikle na ostro, oraz
tofu w marynacie na bazie sezamu i czosnku. Wszystkie warzywa są bardzo świeże,
najbardziej podoba mi się jednak to, że wszystkie banchany (przystawki)
przygotowywane są w Babone na miejscu. Jak dowiaduję się od kolegi, w Korei
coraz częściej spotkać można restauracje, które w trosce o jakość przystawek
decydują się na ich własnoręczny wyrób. Ich wybór w Babone, choć nieco
okrojony, jest więc dla mnie uzasadniony.
Dania główne zostają podane i rozpoczyna się smażenie J W
międzyczasie poinstruowani zostajemy odnośnie sposobu jedzenia dań, dla nas
jednak jest już znane przeznaczenie liści sezamu i prasowanych wodorostów kim,
które wylądowały na stole raz z przystawkami. Zawijamy wysmażone mięso i kiełki
z dowolnie wybranymi przystawkami i ryżem w liście sezamu oraz kim, i voilà, obiad czas zacząć J
Restauracja Babone to miejsce, które mogę polecić miłośnikom bulgogi,
nie tylko tym o skromnej zawartości portfela. Choć ceny dań same w sobie są
atrakcyjne nie myślmy błędnie, że musi się to równać ich niskiej jakości. Za alssambulgogi zjedzone tego dnia
mogłabym zapłacić nawet wyższą cenę J Dodatkowo samo
miejsce cechuje czyste i ładnie ozdobione wnętrze – jak dla mnie proste
drewniane stoły z ustawionymi pośrodku grillami to już
niejako klimat biesiadowania w Korei. I w Babone mogłam ten klimat poczuć.
No comments:
Post a Comment